Ta sytuacja miała miejsce kilka lat temu. To był ładny, pogodny dzień, panowała niespieszna atmosfera. Może był to Szabat, może niedzielne przedpołudnie – nie pamiętam. Powietrze przenikały dźwięki Psalmów śpiewanych po hebrajsku, okraszone obrazami ukazującymi sceny z ulic Jerusalem. Przechodząc rzuciłam okiem na ekran monitora. Pod Murem Zachodnim przemykał w modlitewnym skupieniu ortodoksyjny Żyd w chasydzkim sztrajmlu*. 

Co to była za twarz! To twarz ukochanego syna. Zdawało mi się wówczas, że w tamtej sekundzie mogłam poczuć jego miłość do Boga, że mogłam mieć wgląd w Bożą miłość do niego. Ogromną. Przewyższającą wszystko. Bezwzględną. Zazdrosną. A jednocześnie naznaczoną bólem – bólem niezrozumienia. Poczuciem rozminięcia się, które ma miejsce wtedy, gdy jedna ze stron nie odczyta właściwie intencji tej drugiej.

I kiedy tak stałam zatrzymana w półkroku, a w głowie przewalały się fale wzburzonych myśli, usłyszałam w sercu głos: „Wszyscy zgrzeszyliśmy” (por. Jr 2,29). I w momencie (o dziwo!) przepełnił mnie pokój i cisza, w której nawet spokojny oddech mógłby brzmieć jak huragan.

Wraz z tymi słowami w moje serce zostało wlane wyciskające łzy przeświadczenie, że zarówno wylewający się na nasz pokój ze szklanego ekranu Izrael, jak i Kościół z narodów, stojący z całą swą burzliwą i pogmatwaną historią tuż za moimi plecami – obydwoje w równym stopniu rozminęliśmy się z celem Bożych intencji. Wydęliśmy wargi na Jego niezwykły plan, ogłosiliśmy własne koncepcje, kształtując wizję zbawienia według swych wąskich wyobrażeń. Wmawialiśmy Bogu jaki jest lub jaki nie jest, rozpinając na filarach własnej pychy transparent z napisem „wstęp wzbroniony” dla Tego, który „gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16,8). Rozrywaliśmy to co nierozerwalne, próbując wyabstrahować coś z całości. A przecież Jezus i judaizm to jedno.

To spotkanie z człowiekiem z pejsami (choć ten o nim zapewne nic nie wie) odcisnęło trwały ślad na moim życiu i postrzeganiu rzeczywistości. Stało się niczym punkt odniesienia, do którego wracam po wielokroć przy różnych okazjach.

I gdyby Bóg był człowiekiem, to Jego miłość do ludzkości wyglądałaby bardziej tragicznie niż cała esencja niespełnionych romansów, wyciśnięta ze wszystkich dzieł światowej literatury. Ale Bóg jest Bogiem. Jego Słowo trwa wiecznie i nie wraca do Niego, nim wpierw nie wykona swej pracy (por. Iz 55,11). Dlatego wiem, że żyjemy w najpiękniejszym momencie historii, kiedy Bóg odnawia tak Izrael, jak i Kościół, łącząc nas na nowo we wzajemnym uścisku miłości. Wylewa obficie Ducha objawienia, który pozwala Jego dzieciom pokutować od błędów przeszłości i stawać w autentycznej pokorze, odczytując na nowo intencje Stwórcy i Zbawcy. 

 *futrzana czapka noszona przez chasydów podczas Szabatu oraz świąt

Szalom!

Bądź na bieżąco, zapisz się na Newsletter!

Udało się! Będziemy w kontakcie!

Coś poszło nie tak...

Wypełniając ten formularz wyrażasz zgodę na przetwarzanie przez Administratora podanych danych osobowych w celu dostarczenia Newslettera. Możesz z łatwością zmienić lub cofnąć raz wyrażoną zgodę w dowolnym momencie. Więcej informacji w Polityce Prywatności.