Od dziecka mieliśmy problem z połykaniem dużych tabletek. Nawet teraz, już w dorosłym życiu, jest to dla nas jakimś wyzwaniem. Na przykład Magnez. Ma 22 mm długości. Jest chyba największą tabletką, jaka istnieje! Kiedy bierzemy je do ręki („je”, bo na dodatek mamy łykać dwie tabletki naraz) niemal zawsze pojawia się w nas opór. A jednak świadomość jego dobroczynnego wpływu na nasze zdrowie i samopoczucie sprawia, że decydujemy się na ten krok. I tabletka – z trudem, a czasami i w bolesny sposób – przeciska się przez przełyk. 

Są dwie trudne do przełknięcia rzeczywistości. Co ciekawe: każdy ma swoją trudną kwestię do przełknięcia – tak Żyd, jak i Grek (Grek w znaczeniu wierzący z narodów):

Kościół chrześcijański: że nie jest w Przymierzu z Bogiem (ale korzysta z Przymierza Boga z Izraelem).

Izrael: że Bóg zawarł z nim przymierze nie ze względu na niego samego (ale ze względu na narody).

–––

Kiedy zasiadaliśmy dzisiaj do rozważania Słowa Bożego z liturgii dnia, wołaliśmy do Boga, aby pomógł nam ugościć Jego Słowo takim, jakim ono do nas dziś przychodzi. I dostaliśmy lekcję goszczenia Słowa Bożego. Bo oto w opisie goszczenia Boga przez Abrahama znajduje się wykładnia goszczenia Słowa Bożego przez nas (Rdz 18,1-15 – przeczytajcie koniecznie zanim pójdziecie dalej).

To, co na pierwszy rzut oka jest uderzające, to nie pozostawiające wątpliwości stwierdzenie, że Abrahamowi objawił się Bóg. A tekst mówi, że przyszło do niego trzech mężczyzn! Bóg objawia się tak jak zechce. Żadne nasze wyobrażenia czy oczekiwania, odgórne założenia i przyjęte kategorie nie sprawdzą się w przyjmowaniu objawienia (od) Boga.

Drugą istotną kwestią wydaje się być fakt, że ci Trzej przyszli sami. Abraham nie starał się o ich przybycie. On jedynie podniósł oczy i zobaczył Przychodzących – tak i takich, jak i jacy do niego zawitali. Nie jesteśmy w stanie ściągnąć na siłę Bożego objawienia. Choćbyśmy podskakiwali i stawali na rękach. Ono przychodzi – samo. I wtedy, kiedy zechce. Ważne jest, abyśmy je zobaczyli.

Po trzecie – kluczowe – Abraham zobaczył Przybywających i zapragnął ich ugościć! „Panie, jeśli dostąpiłem Twej łaskawości (…) – odpocznijcie”. Abraham czuje się sługą względem swych Gości. Jest skoncentrowany na Nich, odczytuje Ich potrzeby. Pragnie dać Im odpocznienie i nakarmić Ich, aby wspomóc Ich w Ich drodze, w Ich misji. To jakby odwrócenie grota w strzałce. Zazwyczaj kiedy siadamy ze Słowem oczekujemy, że to Ono nas nakarmi! Chcemy być nasyceni, chcemy się najeść. Czy nie lepiej jednak chcieć sprawić, by to Słowo Boże stało się syte w nas? Abraham stał przed swymi gośćmi, kiedy oni jedli. Sam nie jadł. Pozostał sługą.

I właśnie wówczas (czwarty ważny element) Abraham otrzymuje coś niebywałego – zapowiedź, że za rok Sara urodzi mu syna. Więcej i lepiej nie mógł dostać – on, stuletni staruszek, i ona, niepłodna kobieta po menopauzie. Dostał zapowiedź czegoś mega cennego, a jednocześnie czegoś, co wykracza poza ludzkie rozumowanie, a na pewno poza tzw. „zdrowy rozsądek”. Tymczasem ta, która tego osobiście od Boga nie otrzymała (Sara usłyszała rozmowę Boga z Abrahamem – to nie była jej rozmowa z Bogiem), nie przyjmuje. Wyśmiewa niemożliwe dla niej do przyjęcia przesłanie. Choć była „w Kościele” – robiła podpłomyki dla ugoszczenia Boga. Robiła je jednak nie dlatego, że sama chciała ugościć Boga, ale dlatego, że mąż jej polecił.

Co ciekawe – podczas gdy ona wątpi, Pan to demaskuje przed Abrahamem i utwierdza nie wątpiącą, a jego właśnie. Czyż to nie jest doświadczenie każdego, kto przyjmuje objawienie w Słowie? Ono wykracza poza naszym ludzkim rozumowaniem wyznaczone trakty. I jakiegoż umocnienia potrzebujemy, by wytrwać w nim, podczas gdy inni (czasami bardzo nam bliscy) mówią, że jest inaczej.

A na koniec – po piąte – Abraham pośpiesznie wyszedł z namiotu, podczas gdy Sara pozostawała w nim ukryta. Wyjść z namiotu to trochę jak wyjść z samego siebie, wyjść z własnej skóry. To wymaga odwagi. Stanięcie w konfrontacji z przychodzącym w Słowie objawieniem wymaga odwagi.

–––

 

Abraham zadbał o odpoczynek Przybywających i o to, by się nasycili. Co to więc znaczy: sprawić, by Słowo odpoczęło i nasyciło się w nas?

Na to pytanie śpiewająco odpowiada Psalm Responsoryjny (Łk 1,46-54 – przeczytajcie koniecznie zanim pójdziecie dalej):

– jest Służebnica, jest Jej uniżoność, są wielkie rzeczy, które Pan Jej wyświadczył, jest zgodność z Torą (jak obiecał Abrahamowi…). Ale to wszystko jest konsekwencją tego jednego:

NIECH MI SIĘ STANIE WEDŁUG TWEGO SŁOWA (Łk 1,38).

To jest to, co nasyca Słowo i daje Mu odpocznienie, co wspomaga Je w Jego misji!

To coś nazywa się BOJAŹŃ BOŻA. 

Przepięknie znaczenie bojaźni Bożej tłumaczy tekst zamieszczony na stronie chabad.org, do przeczytania którego serdecznie Was zachęcamy. W przeglądarce można ustawić automatyczne tłumaczenie na język polski.

Temat dopełnia Ewangelia dnia (Mt 8,5-13 – przeczytajcie koniecznie zanim pójdziecie dalej). To wiara w Słowo daje wstęp do Królestwa Niebieskiego. Jezus mówi, że stanie się nam według tego, w co wierzymy.

–––

Do zamknięcia dzisiejszego rozważania potrzebujemy poruszyć jeszcze jeden wątek. Zobaczcie, że Bóg ze wszystkiego wyprowadza swoją sprawiedliwość. Nawet zwątpienie Sary i jej śmiech nie stanęły na przeszkodzie w wypełnieniu się Bożych planów względem niej. Ta, która dziś śmieję się z absurdu złożonej przed nią perspektywy, za rok o tej porze będzie śmiać się z radości, trzymając w ramionach swego syna. Jej niewiara nie przeszkodziła. Dlaczego? Bo Bóg jest wierny swemu Przymierzu, jakie zawarł z Abrahamem.

Zwróćcie uwagę, że przymierza w Biblii to męska rzecz. Kobiety nigdy nie były stroną przymierza. Sara stała się uczestniczką Bożego Przymierza tylko dlatego, że należała do domu Abrahama, była jego żoną. Bóg jednak zawarł Przymierze z jej mężem, a potem z jej synem, a potem z jej wnukiem… Choć sama nie zawierała Przymierza z Bogiem, to jednak, przez fakt zaślubin z Abrahamem, jej zadaniem stało się wspieranie męża w jego Przymierzu z Bogiem, współpraca z nim na rzecz owego Przymierza.

Ta zależność odzwierciedla różnicę w zadaniu i powołaniu, jakie Bóg stawia przed mężczyzną i kobietą od momentu ich stworzenia. W Bożym zamyśle człowiekiem jest mężczyzna i kobieta – razem! Dopiero oboje są obrazem Boga (por Rdz 1,27). Jednak mają różny początek (zob. Rdz 2,22), różne powołanie i różne zadanie. Rolą mężczyzny jest uprawiać ziemię i rów kopać w ziemi, aby w ten sposób nawadniać całą powierzchnię gleby (zob. Rdz 2,5-6). Słychać spod nosa śmiech, pamiętajcie jednak o symbolice: woda jest w Biblii symbolem Ducha Świętego i życia! Rolą kobiety natomiast jest być pomocą dla swego męża (zob. Rdz 2,18). To bardzo ważne, żeby umieć przyjąć to założenie mimo niezdrowych kontrowersji narosłych wokół błędnych interpretacji tego fragmentu.

Dopiero kiedy w pełni przyjmiemy pierwotny zamysł jedności małżeńskiej, przy równoczesnym odmiennym powołaniu i zadaniu spoczywającym na każdym z małżonków, będziemy mogli w pełni zrozumieć małżeńską analogię w stosunku do relacji, jaka łączy Jezusa i Kościół (zob. Ef 5,21-33).

 

Jeśli Kościół chrześcijański pozostaje w tej relacji kobietą, to jego zadaniem jest wspieranie swego Męża. Jeśli Kościół chrześcijański pozostaje w tej relacji małżonką, to gdy korzysta z przywilejów Przymierza (jak Sara, rodząca Izaaka), jego powołaniem jest współpracować ze swoim Mężem i wspierać Go w Jego Przymierzu z Bogiem.

Sęk w tym, że Jezus jest człowiekiem i jest Bogiem.

Jeśli więc Kościół chrześcijański chce wpierać Jezusa-człowieka w Jego Przymierzu z Bogiem,
to wspiera Żyda w Jego Przymierzu z Bogiem.

Jeśli natomiast Kościół chrześcijański chce wspierać Jezusa-Boga w Jego Przymierzu z człowiekiem,
to wspiera Boga Izraela w Jego Przymierzu z Izraelem.

Innego Przymierza nie ma. 

A mąż ma kochać żonę.

Jeszcze z ciut innego kąta patrząc: Mistyczne Ciało Mesjasza, czyli jedność małżeńską (będą jednym ciałem, por. Rdz 2,24; Mk 10,8) stanowią wierzący w Niego Żydzi i wierzący w Niego z narodów (Ef 2,11-22). Ten związek jest więc związkiem uświęconego w Jeshui Izraela i wierzących z narodów, co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! (Mk 10,9). 

A żona niech wspiera swego Męża.

Coś jednak poszło nie tak. Izrael nie przyjął swego uświęcenia w Jeszui. Kościół chrześcijański zwrócił się przeciwko Izraelowi. Rozminęliśmy się z pierwotnym zamysłem. Nie traćmy ducha – zawsze jest droga wyjścia! Skuteczna – zważywszy, że Bóg Swoje plany doprowadza do końca. Choć pewnie nie łatwa. Stąd w terapii małżeńskiej, koniecznej ze względu na skutki wielowiekowych zranień spowodowanych obustronną pychą, konieczne jest przełykanie trudnych kwestii – będących wyzwaniem znacznie większym niż dwie tabletki Magnezu.

Ten trud nazywa się POKUTA.

Szalom!

Bądź na bieżąco, zapisz się na Newsletter!

Udało się! Będziemy w kontakcie!

Coś poszło nie tak...

Wypełniając ten formularz wyrażasz zgodę na przetwarzanie przez Administratora podanych danych osobowych w celu dostarczenia Newslettera. Możesz z łatwością zmienić lub cofnąć raz wyrażoną zgodę w dowolnym momencie. Więcej informacji w Polityce Prywatności.