I świętujemy dziś Nowy Rok (Rosz haSzana)! Zgodnie z żydowskim zwyczajem zajadamy jabłka z miodem – aby ten 5784 był słodki jak słodycz miodu. Tradycja żydowska każe w ten dziś jeść potrawy-życzenia. Takie, które w symboliczny sposób stają się błogosławieństwem na rozpoczynający się nowy etap życia. My robimy jednak coś, czego żaden Żyd dzisiaj nie zrobi – zagryzamy wraz z miodem orzechy. Orzech jest wytrawny w smaku i twardy, trzeba go gryźć. Symbolizuje twarde jak on sam problemy. Czyż więc życzymy sobie roku pełnego problemów? Nie! Ale manifestujemy przekonanie, że tylko w kontekście orzecha można prawdziwie zrozumieć i docenić słodycz miodu.

[pisze Ania:]

Dzisiejszy dzień dla nas osobiście to nie tylko świętowanie Nowego 5784 Roku, ale to świętowanie Nowego Życia. W ostatnich dniach miesiąca Elul miałam wypadek. Nad ranem wstałam do łazienki i straciłam przytomność. Upadłam bezwiednie, uderzając ostatecznie twarzą w posadzkę. Odzyskałam świadomość w momencie, gdy usłyszałam głos wyrwanego ze snu Jerzyka. Podniosłam głowę z kałuży krwi, próbując ogarnąć zdezorientowane myśli i obolałe ciało. Kiedy już Jerzyk pomógł mi wstać, umyć twarz i położyć się na powrót do łóżka popatrzyliśmy na miejsce, w które upadłam. Ze zdumieniem zaczęliśmy odczytywać tropy Bożej łaski. Gdybym upadła kilka centymetrów w lewo lub w prawo, uderzyłabym twarzą w ostre przedmioty, co miałoby tragiczne konsekwencje. A moja głowa zmieściła się w wąskiej przestrzeni płaskiej podłogi. Zrozumiałam z całym przekonaniem, że to czuwające Ramię Najwyższego ułożyło mnie do tego upadku. Wdzięczność wezbrała w naszych żyłach w miejsce krwi. Łzy bólu z powodu przeciętej wargi oraz skóry na brodzie, nosie i łuku brwiowym ustąpiły miejsca tym, które wyciska świadomość niezasłużonej łaski. Dostałam drugie – nowe – życie. I to jest DAYENU. A ja w tym wszystkim otrzymałam dodatkowo: całą szczękę, zęby na swoim miejscu i niezłamany nos.
Obok zakrzepiających się już strupów pojawiły się jednak pewne niepokojące objawy: nieprawidłowości w widzeniu i niedowład prawej ręki. Pojechaliśmy na SOR. Kilka godzin, mnóstwo badań, skrupulatne konsultacje. „Wygląda to bardzo poważnie”, usłyszałam. Ostatecznie dostałam decyzję o przyjęciu na oddział neurologiczny. Szerokie horyzonty czarnych jak burzowe chmury perspektyw zaczęły się rozciągać z wyznaczonych kierunków diagnostycznych – zarówno tych dotyczących przyczyn upadku, jak i tych związanych z niedowładem ręki.
Szalom. Właśnie tak mogę określić stan, który towarzyszył zarówno mi, udającej się do sali szpitalnej, jak i Jurkowi, pozostającemu na bliżej nieokreślony czas bez swojej pomocy (por. Rdz 2,18) 😉
Bóg tak dobry i troskliwy, układający trajektorię lotu mojego bezwładnego ciała, miałby teraz porzucać dzieło Rąk swoich? Przenigdy. On doprowadzi swoje dzieło do końca. Wszak moje ciało to Jego własność!
Tych kilka dni spędzonych na oddziale wypełnione było mnóstwem badań w przeróżnych kierunkach – nie tylko neurologicznych. Wynik każdego z nich, jeden po drugim, wychodził dobrze, rozwiewając ponure podejrzenia lekarzy. A ja jestem przekonana, że działo się tak, ponieważ moje oczy i oczy tak wielu osób, które stanęły w modlitwie za mnie, zwrócone były na PANA, a nie na okoliczności. Dzięki temu On mógł krok po kroku objawiać swoją Chwałę!
Czy gdybyśmy patrzyli na sytuację, w której się znalazłam na sposób cielesny, uznając za wyznacznik mojego stanu kondycję mojego ciała i „prorocze” słowa lekarzy, wyniki okazałyby się inne? Jestem przekonana, że tak.
Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu.
Lb 21,8-9
To takie ważne, na co patrzymy, co kreuje nasze zdanie o sytuacji, w której się znaleźliśmy. Czy są to okoliczności poznawalne na sposób cielesny, racjonalny, czy jest to Słowo Boże, które przyjąć możemy tylko będąc/stając się człowiekiem duchowym.
Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga.
Kol 3,1
To w co autentycznie wierzymy, staje się kreatorem naszej rzeczywistości.
Biblia wyraźnie mówi, że zbawienie dotyczy naszego ciała. Bliskość Królestwa (uwaga: w Królestwie Bożym nie ma chorób), o której Jeszua wspominał, to właśnie łaska wejścia w jego rzeczywistość – łaska, która spływa na nas we krwi Krzyża.
Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Iz 53,5
To, że czasami moje ciało zachowuje się inaczej oznacza, że nie jest w pełni podporządkowane Słowu Bożemu. Wierzę w Biblię, a nie w ciało! Umieszczam je pod autorytetem Słowa – ono podporządkuje się, to tylko kwestia czasu.
Ostatecznie wyszłam ze szpitala bez orzeczenia o jakichkolwiek chorobach, mogących stać za omdleniem. Wzrok wrócił do normy, a niedowład ręki to efekt stłuczenia, który z czasem ustąpi.
PS. Decyzja o moim wyjściu ze szpitala zapadła w obchodzone w KK Święto Podwyższenia Krzyża Świętego.