Zapraszamy Was na niezwykle inspirujące Rozmowy przy kawie! To nowy projekt na naszym blogu – historia rozmów z wyjątkowymi ludźmi. Historia, która będzie – ufamy – z biegiem czasu tworzyła się dalej.

A w pierwszym odcinku – rozmowa z Katarzyną Pszczółką o życiu pomiędzy rzeczywistością ejrusin a nissuin.

O czym myśli zaręczona? Posłuchajcie! Przeczytajcie!

Rozmowa z Kasią została zarejestrowana w 2022 roku w ramach „Kalendarza BO”. Ci z Was, którzy mieli w ręku ów „Kalendarz BO”, mogli już więc ją słyszeć. Ale nawet jeśli – i tak gorąco zachęcamy do ponownego wsłuchania się w to, czym podzieliła się Kasia.

Rozmowę przy kawie z Katzrayną Pszczółką możecie przeczytać (poniżej), albo też odsłuchać na YouTube:

[Jurek] – Witamy Cię, Kasiu, bardzo serdecznie – w naszym imieniu, ale też w imieniu wszystkich tych, którzy będą słuchać tego nagrania. Bardzo nie mogliśmy się doczekać dzisiejszego spotkania!

[Kasia] – Dziękuję bardzo. Też wszystkich serdecznie witam, witam też Was. Również nie mogłam się doczekać tego spotkania. Głowę mam pełną myśli!

[Ania] – Kasiu, wiemy jak bardzo Twoje serce bije dla Jezusa. Kiedy myślimy o Tobie, to widzimy Cię jako jedną z tych osób, które naprawdę bardzo realnie wyczekują Jego przyjścia. I myślimy, że żyjesz bardzo konkretnie właśnie w tej rzeczywistości zaręczyn, zaręczenia. Czy możesz nam opowiedzieć o swoim pierścionku zaręczynowym?

[Kasia] – Zawstydza mnie to, jak o mnie mówicie, ale też cieszy. Cieszy dlatego, że chcę być świadkiem tego, co Bóg zrobił dla mnie i zrobił we mnie. Więc cieszy mnie to, że tak to widzicie. A zawstydza dlatego, że wiem, że to nie jest absolutnie nic, na co zasłużyłam, co zdobyłam, tylko coś, co dostałam zupełnie za darmo i zupełnie nieoczekiwanie. I to napięcie, które we mnie jest, między tą radością i tym zawstydzeni, łagodzi fakt, że wiem, że moja tożsamość w Jezusie jest dlatego, że to On zrobił coś dla mnie, i to On pierwszy mnie powołał, i to On pierwszy mnie pokochał. Kiedy myślę sobie o pierścionku zaręczynowym, to myślę też o czasie przed zaręczynami, czyli o tym czasie poznawania się. Taki czas dla mnie, czas poznawania się z Jezusem, to jest czas przy małej parafii, z której pochodzę, z Goleszowa. Kochałam śpiewać! A moja katechetka, która grała na gitarze, która przynosiła gitarę na lekcje religii, zaprosiła mnie: „No to może przyjdź na spotkania przy parafii”… Najpierw to były Dzieci Maryi, potem to były dzieci Boże, potem się to stało Oazą – i tak weszłam w formację Ruchu Światło-Życie, która na pierwszym stopniu wyjazdowych rekolekcji, w swoim procesie formacyjnym, zakłada przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Kiedy sobie myślę o tamtym czasie, to mimo tego, że to było coś zaplanowanego, to ja podeszłam do tego wydarzenia z takim wielkim przejęciem i z taką ekscytacją! Pamiętam, że lata po tym wydarzeniu, kiedy sobie o nim myślałam, to modliłam się, mówiąc: „Panie Boże, dziękuję Ci, że Ty potraktowałeś moje słowa na serio”. Ja miałam wówczas 16 lat, nie do końca chyba wiedziałam, na co się decyduje – w tym pełnym wymiarze pójścia za Panem. Ale On i tak potraktował to na serio. Kiedy później znalazłam kartkę z deklaracją i z przyrzeczeniem, jakie się wypowiadało w tamtym czasie, to – dosłownie – tam były te słowa: „wierzę, że potraktujesz moje słowa na serio, tak jak ja na serio potraktowałem Twoje zaproszenie, czy Twoje wezwanie”. I to było dla mnie takie niesamowite odkrycie! Potwierdzające to, że Bóg naprawdę się do tego przyznaje, że On potraktował moje młode serce, takie zauroczone Nim, zakochane, poważnie i na serio, mimo że to było moje 16-letnie wyobrażenie tego, co znaczy iść za Panem. Mimo tego, że po drodze się pogubiłam… Kiedy wyjechałam ze swojej parafii, ze swojej rodzinnej miejscowości,  miałam taki czas życia zupełnie poza wspólnotą. To Bóg się o mnie upominał. Upominał się i wzbudzał we mnie tęsknotę za tym, czego doświadczyłam i czego mi zaczęło brakować. Wtedy dał mi wspólnotę, dał mi Głos na Pustyni, a Głos na Pustyni zabrał mnie do Hainburga, gdzie pomodlił się za mnie ksiądz Peter Hocken i zostałam wtedy ochrzczona w Duchu Świętym. To jest bardzo ciekawe, ale dokładnie wtedy, kiedy zostałam ochrzczona w Duchu Świętym, po raz pierwszy usłyszałam też o powtórnym przyjściu, w takiej formie, a jakiej myślę o nim teraz. Bo mowa o paruzji zawsze była w Ruchu Światło-Życie, ale chyba to było wszystko takie duchowe i takie nie do końca realne. A kiedy ksiądz Hocken powiedział o powtórnym przyjściu, to mi się oczy otworzyły i zobaczyłam zupełnie nową perspektywę tego, co Bóg dla nas przygotował. Wcześniej myślałam o tym w ten sposób: OK, należę do Jezusa, jestem zbawiona, trzymam zbawienie w rękach – i to jest coś, o co teraz muszę się troszczyć, o co muszę dbać i uważać, żeby tego nie upuścić. Więc to byłam ja i Jezus, i moja troska o to, żeby nie odpaść za daleko, żeby nie odpaść tak, by nie móc już wrócić. Natomiast kiedy ksiądz Hocken powiedział o tym, że Jezus wraca, że Jezus wraca po Oblubienicę, ja zobaczyłam rolę Kościoła. Zrozumiałam dlaczego Kościół jest ważny. Dlaczego Bóg umieścił mnie w Kościele i dlaczego nie jestem tylko ja i Jezus, ale jest jeszcze Kościół. I jakie Kościół ma zadanie w świecie. Tym zadaniem jest przygotowywanie drogi na Jego przyjście. Więc dla mnie pierwsze spotkanie w takim wymiarze charyzmatycznym z Duchem Świętym natychmiast połączyło się z tematem powtórnego przyjścia.

[Ania] – Czyli co mogłabyś nazwać w tym wymiarze właśnie, w tej relacji Twojej z Oblubieńcem, z Jezusem, Twoim pierścionkiem zaręczynowym? 

[Kasia] – W drugim Liście do Koryntian, w pierwszym rozdziale, w 22 wersecie Słowo mówi tak: On nas opieczętował i dał naszym sercom Ducha, jako Poręczyciela. Więc myślę, mogę powiedzieć, że Duch Święty we mnie jest poręczeniem, jest Poręczycielem, jest pieczęcią, jest pierścionkiem zaręczynowym, który mówi: „wrócę po ciebie. Jesteś moja”. Ale też myślę, że Duch Święty nieustannie przypomina mi o tym, że mój Miły jest mój, a ja jestem Jego. 

[Jurek] – Kasiu, czas między pierwszym etapem zaślubin (po hebrajsku ejrusin), a drugim, związanym z dopełnieniem małżeństwa (nisuin), w tradycji żydowskiej to okres, w którym zarówno pan młody, jak i panna młoda oddawali się przygotowaniom do małżeństwa. Każdy z nich miał jakieś określone zadania. Jak widzisz ten czas w swoim życiu, w życiu Kościoła? Czym są te przygotowania?

[Kasia] – Myślę, że w tych przygotowaniach również Duch Święty odgrywa kluczową rolę. Nie mamy takiej dokładnej instrukcji obsługi: „dzisiaj wstaniesz, pójdziesz, zrobisz to, to, to, i to”. Słowo mówi o tym, że Bóg z góry przygotował dobre czyny, żebyśmy je pełnili. To jest dla nas wskazówka, ale to Duch Święty jest tym, który mówi konkretnie: „dzisiaj te dobre czyny to jest to, to, to, i to – przygotowane specjalnie dla ciebie”. Nasze słuchanie Ducha Świętego i posłuszeństwo Duchowi Świętemu jest kluczowe w tych przygotowaniach – w ogóle w zrozumieniu roli przygotowań i tego, jaka jest moja konkretnie rola w przygotowaniach, które są przygotowaniami powszechnymi. Bo to nie tylko ja się przygotowuję, ale przygotowuje się cała Oblubienica. Kiedy sobie myślę o przygotowaniach, to myślę sobie o tym, że kiedyś, kiedy arcykapłan miał pójść na spotkanie z Bogiem, to bardzo dbał o swój strój. Dbał o to, co było ściśle przepisane, co ma mieć na sobie, co ma założyć, jak to ma wyglądać, jak to ma być skonstruowane – żeby pójść na spotkanie. A teraz Słowo mówi o tym (to jest w 19 rozdziale Apokalipsy), że nadeszły Gody Baranka, a Jego małżonka się przystroiła. I dano jej oblec bisior ślniący i czysty, bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych. Kiedy myślę sobie o tym przystrajaniu małżonki w czyny sprawiedliwe i o tym fragmencie z Listu do Efezjan, mówiącym o tym, że mamy pełnić dobre czyny, które Bóg z góry przygotował, to myślę sobie, że każde posłuszeństwo Duchowi Świętemu w pełnieniu dobrych czynów przygotowuje nas do tego, żeby być ubranym i gotowym. To Duch Święty przygotowuje dla nas strój. A nasze zadanie jest być mu posłusznym – i to w wielu różnych aspektach: w tym, o co się modlimy, w tym, co dzisiaj będę robić, jak będę wypełniać moje powołanie, czy je w ogóle rozpoznam, czy pójdę za tym powołaniem, czy będę posłuszna Jego głosowi, czy będę hojna, czy będę miała dobre słowo dla ludzi, których dzisiaj spotkam, czy będę się do nich uśmiechać – i to jest w takim wymiarze indywidualnym. Natomiast jeśli chodzi o Kościół, to patrzę na to tak, że każdy z nas jest członkiem Kościoła, więc kiedy my się przygotowujemy, kiedy my uświęcamy nasze życie, kiedy my się oczyszczamy – to oczyszcza się cały Kościół. Więc jeżeli w tym jesteśmy razem, jeżeli budujemy wspólnotę, wspieramy się w tym, żeby zachęcać się nawzajem do posłuszeństwa Duchowi Świętemu, do wypełniania tych dobrych czynów, do nawracania się, do oczyszczania się, to wtedy cały Kościół przygotowuje się i ubiera się w ślniący bisior. Przygotowuje się na przyjście Jezusa. Mogę opowiedzieć o kilku takich momentach, które były dla mnie ważnymi momentami. Teraz je widzę, jako przygotowywanie. Kiedy zastanawiałam się nad zmianą pracy, wiedziałam, że Bóg mnie zaprasza do tej zmiany, ale miałam mnóstwo wątpliwości związanych z takimi przyziemnym rzeczami: czy to jest rozsądne, czy to jest mądre, jak sobie poradzą beze mnie w poprzedniej pracy – nie dlatego, że byłam niezastąpiona, absolutnie nie, ale dlatego, że to była mała firma, więc utrata pracownika zawsze się wiąże z tym, że trzeba szukać nowych rozwiązań i tak dalej, i tak dalej. Więc zastanawiałam się nad tym, zadawałam Bogu pytania… Pamiętam dokładnie moment, w którym to Bóg zadał mi pewne pytanie, które rozsądziło o mojej decyzji. Zapytał mnie: „A gdzie chcesz, żebym cię zastał, kiedy wrócę?”. To było takie pytanie retoryczne, na które odpowiedź była jasna: „chcę, żebyś mnie zastał przy tym, do czego mnie powołałeś, nigdzie indziej”. Byłam przekonana o tym, że Bóg mnie zaprasza do tego. Mylę też, że wypełnianie powołania naszej wspólnoty, wspólnoty Głos na Pustyni – gdzie wybrzmiewa wołanie: głos na pustyni! A co woła głos na pustyni? „Przygotujcie drogę Panu”! – też jest przygotowaniem. To przygotowywanie u nas we wspólnocie odczytujemy bardzo konkretnie – jest to droga jedności. Opieramy się na Liście do Efezjan, w którym Bóg mówi o tym, że dla dokonania pełni czasów, plan Boga jest taki, by wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako głowie. Sama nazwa „Głos na Pustyni” odnosi się do Jana Chrzciciela, który działał w mocy i w duchu Eliasza. A czym jest Duch Eliasza? O tym są ostatnie słowa Starego Testamentu. To mnie niesamowicie porusza, bo to pokazuje, jak spójny jest Bóg, jak spójny jest Jego plan, jak nie ma w nim żadnych dziur, żadnych pomyłek – jest precyzyjny. Ostatnie sowa Starego Testamentu mówią o tym, że zanim przyjdzie „wielki straszny dzień”, Bóg pośle ducha Eliasza, który zwróci serca ojców ku synom i serca synów ku ojcom. Te słowa ewidentnie odnoszą się do pojednania. Do pojednania w takim aspekcie rodzinnym, indywidualnym, ale też związanym z jednością wśród chrześcijan, z naszą miłością do Izraela – naszych ojców w wierze, którzy nam przekazali wiarę. Te wszystkie aspekty, które znajdują się w wizji wspólnoty Głos na Pustyni – tej wspólnoty, do której, jestem o tym przekonana, Bóg mnie powołał i zaprosił, co jest niesamowitym przywilejem – całość tej wizji mówi o przygotowaniach drogi na powtórne przyjście, o przygotowaniach zarówno indywidualnych, ale też przygotowaniach Kościoła. Bóg nas zaprasza do posługi jednania. Duch Święty jest tym, który nam pokazuje, z czego się mamy oczyszczać i z czego się mamy nawracać. Kiedy my się oczyszczamy, kiedy my się nawracamy, kiedy robimy to indywidualnie – oczyszcza i nawraca się cały Kościół, który budujemy, cała świątynia się nawraca. Ta perspektywa powtórnego przyjścia, tak jak mówiłam też wcześniej, pokazała mi zupełnie nowy obraz Kościoła i mnie w Kościele: tego, jaki wpływ moje życie ma na Kościół. Już nic nie jest obojętne, bo jestem częścią większego organizmu i to, w jakiej kondycji duchowej jestem ja, w jakiej kondycji duchowej jest mój brat czy siostra w Chrystusie, wpływa na to, w jakiej kondycji duchowej jest cały Kościół. 

[Ania] – Wracając do żydowskiej tradycji zaślubin, okres pomiędzy tym pierwszym etapem – powiedzmy zaręczyn – ejrusin, a nisuin, czyli tym już ostatecznym dopełnieniem małżeństwa, trwał około roku. Mniej więcej. Jednak tej konkretnej daty nikt nie znał, nawet pan młody. To ojciec decydował o tym dniu. Wtedy, kiedy ojciec zadecydował, formował się orszak weselny z trąbami na czele i pan młody w orszaku wyruszał po swoją oblubienicę, po pannę młodą. Ta symbolika żydowskiej tradycji zaślubin wiele nam mówi o Bożym planie zbawienia i też wiele nam mówi o powtórnym przyjściu Jezusa. Jak myślisz, w którym etapie owego roku oczekiwań jesteśmy dzisiaj? 

[Kasia] – To prawda, że nie znamy tej dokładnej daty powrotu Jezusa, ale sam Jezus zachęca nas do tego, żebyśmy wypatrywali znaków. Przez przypowieść o drzewie figowym pokazuje nam, jak ważne jest rozpoznawanie znaków! Właśnie wróciliśmy z całą naszą wspólnotą z tygodniowego obozu, który cały był poświęcony powtórnemu przyjściu Jezusa. Nazwaliśmy go „zaraz wracam”. Jeden z wykładów był poświęcony właśnie znakom, które zapowiadają przyjście. Czytaliśmy proroctwa Starego Testamentu. Stasia, która mówiła nam na ten temat, pokazywała nam, jak bardzo dokładnie wypełniły się proroctwa dotyczące narodzin Jezusa, Jego życia, Jego śmierci. Bardzo dokładnie było wskazane, że narodzi się z dziewicy, w jakim mieście się narodzi, z jakiego pokolenia, plemienia Izraela się narodzi, jak umrze. Cała Pieśń o cierpiący Słudze Jahwe z Księgi Izajasza! To jest niesamowite, jak precyzyjnie się to wszystko wypełniło w życiu Jezusa. Te proroctwa, które jeszcze się nie wypełniły – nie wypełniły się przy pierwszym przyjściu – przede wszystkim wskazują nam na to, że będzie jeszcze drugie przyjście! Że będzie jeszcze ten czas wypełnienia się tych proroctw i tych znaków. A po drugie – możemy je również czytać mocno dosłownie. Tutaj oczywiście Duch Święty jest nam znowu potrzebny do tego, żebyśmy wiedzieli, o czym mówi Słowo. No bo wystarczy spojrzeć do Księgi Izajasza, do Księgi Ezechiela – można się zupełnie pogubić w tym, o czym mówią księgi prorockie. Więc potrzebujemy do studiowania Słowa Ducha Świętego. Sam Jezus na to wskazuje, że jest to ważne, abyśmy wypatrywali znaków. Jeszcze pewnie wiele rzeczy musi się wydarzyć, ale też równocześnie wielu biblistów wskazuje na pewne rzeczy, które już pokazują, już są tymi znakami zapowiadającymi powtórne przyjście. Coraz większa ilość Żydów mesjanistycznych, czyli Żydów, którzy odnajdują czy rozpoznają w Jezusie, w Jeshui, Mesjasza zapowiadanego przez proroków – to jest jeden ze znaków. Coraz więcej Żydów wracających do Ziemi Obiecanej, do Ziemi, która została im dana przez Boga. To są takie znaki, które już zaczynają wskazywać – to są takie pączki na figowcu. Tak jak mówię, jeszcze wiele rzeczy jest przed nami, wiele rzeczy musi się jeszcze wydarzyć, ale myślę, że żyjemy w niezwykłych czasach wzrastającego oczekiwania. Zaczynamy widzieć, że coś się dzieje, że coś jest na rzeczy. W czasach przyspieszenia. W czasach, w których bardzo ważna jest nasza czujność, nasze wypatrywanie znaków, nasze gromadzenie się we wspólnotach ludzi radykalnie żyjących dla Jezusa, nasza modlitwa, nasze zbieranie oliwy do lamp, oliwy Ducha Świętego, żeby być przygotowanym. Nasze studiowanie Słowa i nasze posłuszeństwo Duchowi Świętemu. To są elementy, które coraz bardziej są ważne, które są coraz bardziej istotne. Niektóre z zapowiedzi tego, co ma się wydarzyć, mogą się wydawać straszne. Mogą wydawać się bardzo trudne. Natomiast sam Jezus mówi, że nie możemy popadać w beznadzieję. Kiedy będziemy widzieli, że to się dzieje, mamy podnieść głowy i nabrać ducha, bo to jest znak, że zbliża się nasze odkupienie. Nie na darmo Słowo porównuje nasze oczekiwanie na odkupienie, na pełne odkupienie ciała, do bóli porodowych. Kobieta, która pragnie dziecka, wie o tym, że zanim będzie tuliła swoje dziecko w ramionach, będzie musiała przejść przez poród. Byłam kiedyś świadkiem rozmowy kobiet, które rodziły. Opowiadały sobie, jak to przebiegało. I byłam przerażona. Żadna z tych historii nie była historią o łagodnym przebiegu porodu, jednak żadnej z nich nie powstrzymało to przed tym, żeby zdecydować się na to. Myślały o celu, były skupione na celu. Myślę, że my też musimy być skupieni na celu. A naszym celem jest spotkanie z doskonałą miłością, ze spojrzeniem ukochanemu naszej duszy prosto w oczy. Ten cel to jest to, na czym się powinniśmy skupiać, a nie na tym, że to będzie trudne, co się jeszcze musi wydarzyć i tak dalej, i tak dalej. Jezus nam mówi o tym nie po to, żebyśmy się bali, ale po to, żebyśmy nie byli zaskoczeni. Nasze wypatrywanie znaków zachęca nas do tego, żeby nie zasypiać, żeby nie oziębnąć w miłości, żeby – kiedy On wróci – nie musiał nam powiedzieć tak, jak Kościołowi w Efezie: „mam jednak przeciwko tobie to, że porzuciłaś swą pierwszą miłość”. 

[Jurek] – Chyba każda panna młoda wyobraża sobie, jak będzie wyglądała ta uroczystość, na którą tak bardzo wyczekuje, i jak będzie wyglądało też przyszłe jej życie w małżeństwie. Jak Ty, Kasiu, sobie to wyobrażasz?

[Kasia] – To jest bardzo trudne pytanie, bo wyobrażanie sobie tego jest całkowicie poza naszym doświadczeniem. To jest coś wymykającego się. Ale są takie rzeczy, które ułatwiają mi wyobrażanie sobie – coś, czego się mogę złapać. Szczególnie w ostatnim czasie jest to C.S. Lewis, czyli autor Narni, i jest to Jan Paweł II, jego teologia ciała. Podczas tego pierwszego mojego wyjazdu do Hainburga, do księdza Hockena, była tam sister Mary Paul, która mówiła nam o teologii ciała. I wtedy w ogóle to do mnie nie dotarło, że to ma związek z powtórnym przyjściem. W ostatnim czasie wróciłam do tego tematu. Kiedy czytałam książkę doktor Mery Healy, która opracowała w taki trochę bardziej przystępny i zrozumiały sposób wykłady Jana Pawła II dotyczące teologii ciała, to na każdej stronie miałam wrażenie, że Bóg do mnie mówi o powtórnym przyjściu. Nie umiałam tego w żaden sposób nazwać i połączyć, ale jakaś taka intuicja we mnie się budziła, że to jest tak niesamowicie ważne w kontekście powtórnego przyjścia, że trzeba się temu przyglądnąć. Patrząc na historię naszej ludzkiej kondycji, możemy ją podzielić na kilka etapów. W takim uproszczeniu ten pierwszy etap to jest ten, który możemy znać tylko ze Słowa. To jest etap przed upadkiem – nasze życie w raju. Drugi etap, czyli etap po upadku, który jest już przez nas doświadczany. Etap kolejny to jest etap odkupienia. Też jest on w zasięgu naszego doświadczenia – kiedy poznajemy Jezusa, wiemy co dla nas zrobił, zaczynamy żyć w odkupieniu, doświadczamy tego. I jest ten kolejny etap, czyli nasze życie w ciele chwalebnym, w ciele uwielbionym, które zupełnie się wymyka naszemu wyobrażeniu. Trafiłam w ostatnim czasie na taki fragment, w zasadzie usłyszałam go podczas jednego wykładu, i zachwycił mnie – to jest fragment z Księgi Izajasza z 46 rozdziału, w którym Bóg przedstawia się, że jest Bogiem, który zapowiada koniec od samego początku. Kiedy przyjrzałam się słowom koniec i początek, zastanowiłam się, w jakich innych fragmentach Słowa one się pojawiają. Słowo koniec pojawia się w ostatniej księdze w Starego Testamentu, w Księdze Malachiasza, kiedy Bóg zapowiada ducha Eliasza, który przygotowuje drogę na przyjście Mesjasza – czy to pierwsze, czy to drugie, bo to i przy pierwszym, i przy drugim – jest użyte słowo koniec. Dokładnie to samo słowo, które jest w tym fragmencie z Księgi Izajasza. Słowo od początku – bereszit – jest nazwą pierwszej księgi Starego Testamentu, Księgi Rodzaju. I jest to też w ogóle pierwsze słowo w Biblii. Jeżeli więc Bóg zapowiada koniec od bereshit, to znaczy, że zapowiada go od pierwszego Swojego słowa. To mnie zafascynowało dlatego, że potwierdziło to tę intuicję, że ważne jest studiowanie tego, jak wyglądało nasze życie przed upadkiem, które możemy poznać tylko ze Słowa – i znowu: z Duchem Świętym – żeby mieć pewne wyobrażenie tego, jak będzie wyglądał koniec, który też możemy poznawać tylko ze Słowa. Kiedy popatrzymy na początek i na koniec – to możemy już zobaczyć pewne połączenia. Szukając takich podobieństw: mamy na początku małżeństwo – i na końcu mamy małżeństwo. Mamy na początku ogród – i na końcu mam ogród. Na początku jest drzewo życia – i na końcu jest drzewo życia. Tych podobieństw jest dużo, dużo więcej. Bóg wybiera obraz małżeństwa od samego początku. Małżeństwo Jan Paweł II nazywa pierwszym sakramentem, pierwotnym sakramentem – i to nie tylko dlatego, że jest to pierwszy, który został ustanowiony, ale dlatego, że wszystko inne wypływa z niego, wypływa z miłości. Dlatego, że małżeństwo ma być obrazem miłości Boga do Jego ludu, Boga do człowieka. Ten obraz powtarza się przez całe Słowo Boże: Pieśń nad pieśniami, Księga Ozeasza, przypowieści, do których się odwołuje Jezus, mówiące o weselu, Apokalipsa, mówiąca o Godach Baranka… Ten obraz małżeństwa pojawia się wszędzie. Patrząc na to, jak Bóg to zaplanował, możemy myśleć o tym, co jest dla nas przygotowane. Jan Paweł II pisze o naszym życiu w raju, nazywając ten stan stanem pierwotnej szczęśliwości. Na ten stan pierwotnej szczęśliwości składała się pierwotna jedność, pierwotna nagość i pierwotna samotność. To jest taki stan, w którym człowiek wiedział, kim jest znał swoją tożsamość, wiedział, że jest inny od innych stworzeń żyjących, wiedział, że jest inny od zwierząt, był w jedności z samym sobą, w takiej integralności wewnętrznej, w jedności z Bogiem, w jedności stworzeniem, w jedności z drugim człowiekiem. Jest też ten stan pierwotnej nagości, który mówił o tym, że w ogóle człowiek nie odczuwał wstydu. Dusza i ciało nie były rozdzielone, nie patrzyło się na ciało, jako coś osobnego od całego człowieka. Dlatego patrząc na całego człowieka, nawet jeśli był nagi, nie było tej pożądliwości, która oddzielała i kazała traktować człowieka, jako przedmiot, jako coś, co można użyć. Patrząc na to, jak Bóg zaplanował nasze życie, jak ten stan pierwotnej szczęśliwości był czymś niesamowitym, widzimy Bożą dobroć, widzimy, że plany Boże dla człowieka były dobre. Poznajemy dobroć Boga. Mam pewną taką intuicję mówiącą o tym, że to co Bóg przygotował dla nas kiedy Jezus wróci jest nawet lepsze od tego, co było w raju. Takim fragmentem, którym mogę troszeczkę się podeprzeć w tej intuicji, jest fragment, w którym Jezus dostaje pytanie o to, czyją żoną będzie kobieta, która kolejno stawała się żoną kolejnego z siedmiu braci. Którego żoną będzie? Wtedy Jezus mówi, że w przyszłym świecie już nie będą się żenić i za mąż wychodzić, ale będą żyli, jak aniołowie w niebie. Na początku było małżeństwo, więc jest to wskazanie na to, że ten czas późniejszy będzie jednak trochę inny. To jest zupełnie poza naszym doświadczeniem. Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak to będzie – życie w ciele, które zmartwychwstanie, będzie przemienione, będzie uwielbione, będzie takim ciałem podobnym do ciała, które miał Jezus po zmartwychwstaniu, że przechodził przez ściany, ale mimo wszystko jadł i widoczne były jego rany. Jest to pewna intuicja i cały czas modlę się o to, żeby Bóg jeszcze objawiał mi więcej w tym temacie, bo wiem, że bardzo dużo mi tu brakuje i wiedzy, i znajomości w ogóle całego tematu teologii ciała, która jest niesamowita. A druga rzecz, o której, mówiłam, to C.S. Lewis i jego niesamowita wyobraźnia – to, jak opisuje Narnię. Kiedy słuchałam podcastu opowiadającego o Narni, jeden z rozmówców wypowiedział się, że czyta Narnię, bo wie o tym, że choć ona nie jest prawdziwa, to jednak coś nawet lepszego od Narni jest prawdziwe. Kiedy czytamy sobie inne książki C. S. Lewisa, jak Podział ostateczny czy jego Trylogię kosmiczną, to po raz kolejny pojawia się taka intuicja, która gdzieś we mnie się rodzi, że to, co Bóg dla nas przygotował, jest tak niesamowite, że ciężko sobie to wyobrazić. Ale znając Jego dobroć, widząc to, jak wygląda moje życie z Nim, teraz – kiedy ciągle jestem jeszcze w napięciu, kiedy jeszcze ciągle jestem w tym „już, ale jeszcze nie”, kiedy doświadczam ułomności mojego ciała i tego rozdzielenia między duszą i ciałem, i tym czego pragnie mój duch, do czego się chce wyrywać, a jak w tym ogranicza mnie ciało, a z drugiej strony – teologia ciała, która pokazuje, jak ciało jest ważne, jak objawia nasze powołanie do jedności… To jest tak niesamowite, że kobieta i mężczyzna są różnie zbudowani, ale to właśnie gwarantuje możliwość ich zjednoczenia się, połączenia się. To jest taki piękny obraz, pokazujący do czego my jesteśmy powołani. My nie jesteśmy powołani samotności, ale jesteśmy powołani do wspólnoty, do bycia razem. To wszystko wskazuje mi na to, jak niesamowity i piękny jest Boży plan i jak niesamowite jest to, co dla nas przygotował. Czasem wyobrażam sobie, jak to będzie spojrzeć Jezusowi w oczy. To jest tak nie do opisania – no bo jak opisać spojrzenie w oczy Temu, który ma oczy jak płomień ognia, Temu, którego głos jest jak szum wielu wód. Jak w ogóle wyobrazić sobie spotkanie z Tym, o którym Słowo mówi, że jest najpiękniejszym z synów ludzkich. Spotkanie z doskonałą miłością. Jeżeli słuchają nas dziewczyny, które nie wyszły jeszcze z mąż, tak jak ja, ale pragną tego, to myślę, że jest to coś, do czego to oczekiwanie można porównać. A przecież nasi ziemscy mężowie nas zawodzą i nasza ziemska miłość jest taka niedoskonała. Zdarzają się nieporozumienia i kłótnie, zdarza się poczucie samotności… A miłość Jezusa jest doskonała, bo to, że Jezus mówi „Kocham cię nad życie”, to nie jest tylko metafora. On to udowodnił. To jest dosłowne dla Niego. On swoje życie oddał za nas na krzyżu. Udowodnił, że kocha nas nad życie. On udowodnił, że tak jest naprawdę, kiedy swoje życie oddał na krzyżu, żebyśmy mogli żyć wiecznie i nie podlegali potępieniu. Przez grzech ciążyła na nas kara śmierci, bo Słowo mówi, że karą za grzech jest śmierć. Nieważne, jaki to jest grzech – czy to jest zabójstwo, czy to po prostu zwykłe kłamstwo, czy to kradzież, wyniesienie spinacza z pracy, drobne oszustwo podatkowe… Wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej – tak mówi Słowo. Jezus zdecydował się wziąć naszą karę na siebie. Ten, który nie popełnił grzechu, który jest czystym Barankiem bez skazy, dobrowolnie przyjął naszą karę na siebie, żebyśmy my mogli przyjąć jego nieskazitelność. Kiedy decydujemy się przyjąć ten dar i iść za Jezusem, to od tego momentu możemy wyjść wolno z więzienia, jak Barabasz. To jest wyznanie miłości przekraczające wszystko, co znamy. Na spotkanie z taką miłością czekamy. 

[Ania] – Kasiu, bardzo ci dziękujemy za tę rozmowę. To, co mówiłaś, poruszało we mnie najgłębsze struny. Jestem bardzo tym wszystkim poruszona.

[Kasia] – Ja też!

[Jurek] – Brak mi słów, Kasiu. Dziękujemy.

[Kasia] – Dziękuję bardzo.

Nasze drogi przecięły się w 2018 roku. Poznaliśmy wówczas Kasię, jako płonącą Bożym ogniem głosicielkę Pana! Kasia z wykształcenia jest filologiem, a także inżynierem technologii żywności. W swojej wspólnocie Głos na Pustyni pełni funkcję lidera pomocniczego. Jej marzeniem jest widzieć Kościół świadomy swojego znaczenia w świecie, wypływającego z jego tożsamości w Jezusie Chrystusie i tak przepełniony miłością, że ta miłość będzie widoczna już nawet w spojrzeniu. Modli się, by ta miłość zaprowadzała na świecie jedność w różnorodności – zgodnie z Bożym planem – byśmy wspólnie oczekiwali przyjścia Jezusa w chwale. Dla nas Kasia jest jedną z piewrszych osób, które przychodzą nam na myśl, kiedy mówimy czy myślimy o czekaniu na powtórne przyjście Pana. Widzimy jej zakochane serce, które wyczekuje swojego Oblubieńca! Poprosiliśmy Kasię, żeby podzieliła się z nami osobistą perspektywą życia pomiędzy rzeczywistością ejrusin a nissuin

Kasia przygotowała dla Was wypis fragmentów Pisma Świętego, do których odnosiła się w trakcie rozmowy:

Mój miły jest mój a ja jestem Jego (Pnp 2,16)
Duch Święty jako poręczenie: 2 Kor 1,22
Dobre czyny: Ef 2,10
Szata Oblubienicy: Ap 19,7-8
Przypowieść o drzewie figowym: Mk 13,28-32
Podnieście głowy: Łk 21,28
Zarzut wobec Kościoła w Efezie: Ap 2,4
Bóg zapowiadający koniec od początku: Iz 46,9
Pytanie do Jezusa: Łk 20,34-38

a także wykaz książek, które poleca z całego serca:
C.S. Lewis: Opowieści z Narnii, Podział ostateczny oraz Trylogia kosmiczna.